Żeby słowa nie zabrakło

29 sierpnia 2016
Kategorie: Bez kategorii

Jak Antoni Tuleja kanałem szedł, czyli o przyjaźni w konspiracji

Opublikowano: 29.08.2016, 21:00

Relacje Powstańców walczących na Starym Mieście mają jedną wspólną cechę – wraz z kolejnymi mijającymi dniami stają się coraz bardziej ogólne. Początkowo szczegółowe opisy poszczególnych wydarzeń ustępują miejsca chaosowi.

Ten literacki współgra z tym faktycznym. Od połowy sierpnia Starówka, dotąd sporadycznie przez Niemców nękana, stała się obiektem zmasowanych ataków. Widać to we wspomnieniach obrońców. Chwila odpoczynku, informacja o natarciu, zebranie ludzi, odparcie wroga, nalot, ostrzał artyleryjski, zbieranie rannych, zmiana stanowiska, nalot, posiłek, natarcie, odpoczynek…

Dopiero pod koniec miesiąca wyraźnie wybijają się na pierwszy plan wzmianki poświęcone opuszczaniu staromiejskiego kotła. Jedni pisali o odwrocie górą, inni o przejściu kanałami, które, choć u wielu wywoływały strach powodowany opowieściami o Niemcach wrzucających przez włazy granaty, traktowano jako drogę ratunku przed losem ostatecznym, czekającym wśród gruzów Brzozowej, Bonifraterskiej, Piwnej, Freta. O przejściu do Śródmieścia marzył niemal każdy.

Był jednak wyjątek. Antoni Tuleja „Antek”, „Niedźwiedź”, urodzony w Warszawie w 1919 r., formalnie do organizacji nigdy nie wstąpił. Towarzysko powiązany z grupą żoliborską Oddziału Dyspozycyjnego „A” jako doskonały kierowca brał udział w wielu akcjach bojowych, m.in. 15 czerwca 1944 r., gdy w trakcie likwidacji dwóch gestapowców został ranny w rękę.

Nie dotyczyły go żadne rozkazy. Nie miał obowiązku iść do powstania. Jednak pod koniec lipca podjął decyzję, że pójdzie razem z tymi, z którymi już tyle razy ryzykował życie.

Przypadek zadecydował, że 1 sierpnia nie zdążył na zbiórkę. Podczas gdy jego konspiracyjna rodzina walczyła na Woli, on w Śródmieściu dołączył do Kompanii Ochrony Sztabu Obszaru Warszawskiego AK „Koszta”. W tym samym oddziale znalazł się Eugeniusz Lokajski „Brok”, najsłynniejszy bodaj fotograf Powstania Warszawskiego. Dzięki temu sam Tuleja ma dzisiaj więcej zdjęć z tamtego czasu, niż niejeden oddział razem wzięty. Można wręcz odnieść wrażenie, że był Tuleja jednym z ulubionych „modeli” Lokajskiego. Na wszystkich ujęciach jest uśmiechnięty, pełen energii. Nie zabrakło mu jej gdy w ostatnich dniach miesiąca dowiedział się o dramacie rozgrywającym się na Starówce. I gdy z tamtej strony większość chciałaby znaleźć się na jego miejscu, on wystąpił z prośbą o pozwolenie na dołączenie do koleżanek i kolegów z Oddziału Dyspozycyjnego „A”, wówczas walczących w szeregach baonu „Zośka”. Czy długo i jak przekonywał dowódcę, nie wiadomo. Faktem jest, że pozwolenie dostał. We wtorek 29 sierpnia, po kilku godzinach przeciskania się kanałami, dotarł na Starówkę, w sam środek piekła.

Dziennik bojowy Oddziału Dyspozycyjnego „A” jego pojawienie się skwitował krótko: „Przychodzi ze Śródmieścia kpr. pchor. Antoś”.

Więcej miejsca temu wydarzeniu poświęcił w swoich wspomnieniach Stanisław Likiernik, pisząc, jak to „raptem zjawił się na Starówce Antoś Tuleja (…). Dowiedziawszy się, że jesteśmy na Starym Mieście, wymógł pozwolenie na przejście kanałami, by do nas dołączyć. Przylazł, często na kolanach, z karabinem, by nas odnaleźć w momencie agonii Starówki. Antek z ośmioma chłopcami na rogu Franciszkańskiej, ja z siedmioma trochę na prawo od koszar Czwartaków na Zakroczymskiej. Mamy zająć domy wzdłuż ulicy Kościelnej. Od Antka żadnej wieści. Wysyłam kogoś do nawiązania łączności. Nie ma nikogo. Cała grupa została ranna od wybuchu pocisku granatnika. Antek w nogi. Wszystkich ewakuowano do >>Krzywej Latarni<<”.

Wielu spośród tych, którzy trafili pod koniec sierpnia do jakiegokolwiek staromiejskiego szpitala, zostało tam. Przebicie górą nie udało się, a kanałami nie można było ich zabrać. Gdy Niemcy weszli na Starówkę, praktycznie wszystkich zabili. Antoni Tuleja jednak zdołał wydostać się. W Śródmieściu odznaczony Krzyżem Walecznych za „wybitną działalność w konspiracji. Wielkie zdolności organizacyjne. Duże wyszkolenie bojowe. Wybitną indywidualność. Talent dowodzenia”, przeżył Powstanie i wojnę. O jego dalszych losach trudno znaleźć cokolwiek pewnego.

Dzisiaj zapomniany, jest jednym z najdoskonalszych przykładów na to, czym było Polskie Państwo Podziemne. Czym była konspiracja. Czego w swoich najgłębszych ideałach uczyła. Jak mocnymi więzami splatała losy ludzi. Z badań prowadzonych przez psychologów wojskowości wynika bowiem, że oddział dla żołnierza staje się punktem odniesienia. Zupełnie jak rodzina. Także w konspiracji grupa współpracowników pomagając oswoić rzeczywistość, skłaniała jednocześnie poszczególnych jej członków do podejmowania działań będących najlepszymi dla całości (Nie zawsze. Podziemie – o czym należy pamiętać – przyciągało również masę ludzi nastawionych na zyskanie osobistych korzyści, często przemocą.). Chcąc zadbać o siebie, dbało się o innych.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.